Pokombinować z in vitro


Z jakim zdziwieniem przeczytałam w mediach o propozycji posłów PiS, która niosłaby za sobą kary grzywny lub więzienia dla lekarzy stosujących in vitro. 

Jestem w stanie zrozumieć pęd polityków do pchania się na czołówki gazet, choć do końca nie rozumiem dlaczego miałoby to odbywać się kosztem kolejnych wyimaginowanych ofiar. Mogę zrozumieć obawy o etyczne zachowania wobec zamrożonych zarodków i to czemu będą one służyć, ale nie rozumiem dlaczego mają być wmieszane do tego organy ścigania.

In vitro budzi emocje zarówno po prawej jak i po lewej stronie więc możemy oczekiwać nadchodzących pyskówek ze strony prawicy i upadającej lewicy. Każdy z nich zyska dzięki temu u swoich wyborców. Jedni ugruntują katolicką naukę kościoła w szeregach a inni, kopiąc znowu w kościół, być może zahamują dramatyczny odpływ zwolenników. Nikt przecież nie boi się tak bardzo dyktatu katolików jak cienko piszczący antyklerykałowie z deklaracjami apostazji w dłoniach.

Tak czy inaczej in vitro wróciło znowu na czołówki. A nie powinno.

Dlaczego?

Ponieważ nie jest to najważniejsza do uporządkowania dziedzina w życiu państwa. I wcale też nie jest niezbędna do funkcjonowania państwa. Zagadnienia dotyczące in vitro w naszym kraju, ograniczały się tylko do pytań czy państwo powinno finansować potwornie drogie zabiegi czy też nie.

Moim zdaniem nie powinno. W dobie braku pieniędzy na leki dla przewlekle chorych, naprawdę trudno zgodzić się na duszenie budżetu i wyciąganie kasy na egoistyczną formę posiadania dziecka. Nie jesteśmy tak bogaci, żeby zapychać sierocińce do granic wytrzymałości porzuconymi dzieciakami jednocześnie odbierając innym szansę na posiadanie dziecka bez długiego, kosztownego i nie zawsze przynoszącego rezultat zabiegu medycznego.

Mówiąc najprościej: mamy wystarczająco dużo dzieci w domach dziecka by uszczęśliwić KAŻDĄ rodzinę, która NAPRAWDĘ chce dziecko mieć.

I tyle w temacie in vitro w wersji oklepanej przez polityków.

Dzisiaj by złapać jakiś punkt zaczepienia do walki w imię Boże, posłowie PiS wyciągnęli stary suchar, którym chcą zagmatwać widzenie nauki przez zwykłego szarego człowieka, który nie wierzy w mity greckie ani rzymskie. Czyli nie za bardzo czai o co chodzi z tymi zarodkami, które byłyby męczone w łapach Frankensztajnów.

Posłowie PiS na wszelki wypadek wyciągnęli armaty i grożą śmiercią, choć dobrze wiedzą, że nasze państwo na naukę przeznacza tyle ile może, ale nie tyle ile naukowcy by chcieli. Tym bardziej gdyby jeszcze  zadeklarowali, że będą sobie poczynać z zarodkami i eksperymentować czy kombinować przy tworzeniu hybryd.

Ale sama myśl o takich zapędach jest wystarczającym hakiem na nieobeznany w temacie elektorat, który na samą myśl o półczłowieku półkoniu może doznać wstrząsu.

Posłowie PiS pewnie nie wiedzą, że kombinacje z zarodkami mają już miejsce od dwudziestu ponad lat, a media donoszą nam co jakiś czas o kolejnych efektach tych kombinacji, kolejnych zwierzakach z nie swoimi uszami na grzbiecie czy o święcących nie wiadomo po co w nocy. Mamy newsy o dzieciakach wychodowanych tylko dla celów ratunkowych i o różnokolorowych myszach. Słyszymy o kolejnym obniżaniu rygorów w kwestiach doświadczeń naukowych i coraz większej tolerancji dla wątpliwych etycznie zabaw z genami.

Oczywiście tego nie powstrzymamy, ponieważ ciekawość naukowca jest podobna do ciekawości dziecka, które chce wiedzieć jak wygląda prąd i wkłada paluchy do kontaktu, nie myśląc o konsekwencjach. Z naukowcami jest podobnie i nic ich nie powstrzyma przed kombinowaniem. 

Po to mamy myszy, małpy i inne zwierzaki w laboratoriach żeby je zamęczać z myślą o naszych konkretnych potrzebach. Nie odmówimy nerki wychodowanej na prosiaku podobnie jak nie odmówimy nerki, którą  wycięto biednemu Azjacie. My trzepiemy światem i nam się należy wszystko. Nam wszystkim, których stać zapłacić za swoje dobre samopoczucie.

Akcja PiS, a raczej jej dwa projekty są niczym innym jak dowodem na walkę dla samej walki. Takie organizowanie sobie czasu nanadchodzące dwa tygodnie, albo tylko na kilka dni. Nic nie wniesie oprócz tego, że Piecha znowu pokaże się ze strony lepszej niż kiedyś, a Dziedziczak znowu zabłyśnie.

I tak będzie do następnego nic nie znaczącego projektu, który rozrusza leniwą egzystencję naszej opozycji.




.