Wola życia



Chęć życia czy też wola życia? Jak nazwać odradzanie się natury po zimowym przestoju i martwicy? Czy to tylko zaprogramowanie czy też jest w tym głębszy sens?

Przyroda zaskakuje nas wybuchając nagle, w ciągu jednej nocy, pąkami kwiatów. Zaskakuje nas gdy spod kamienia wychyla ciekawie swoją delikatną główkę niebieski kwiat. Jeden jedyny w promieniu kilku metrów. A przecież w życiu takiego kwiecia, kilka metrów to cały wszechświat.

Nie wiadomo dlaczego właśnie teraz przed oczami błyskają świeżo plecione pajęczyny, wśród gałęzi drzew słychać chrup chrupanych nasion, a pierwsze muchy żwawo zabierają się za robienie porządków i czyszczenie okolicy.

Jest to przypadek, że wszystkie latające, pełzające, skaczące i chodzące budzą się w tym samym czasie? Czy to jeden sygnał natury wyzwala efekt domina i zaczyna się wrzawa jak w ukropie? Czy może jeden mocny promień słońca, który rozgrzewa i pobudza krew? A może to pierwsze zapachy, które dochodzą z pękających pąków?

Coś na pewno mobilizuje do przebudzenia. Coś na pewno każe wstać i zacząć życie na nowo. Niezależnie od tego jak długo będzie ono trwać ponieważ dla wielu pełzających czy latających, jutra już nie będzie.

Natura to także brutalny i trudny do przeżycia świat.

Ale pewnie dla tych wszystkich latających, pełzających, skaczących i chodzących -najważniejsze jest to, że jest „dzisiaj” i to "dzisiaj" jest dla nich pierwszorzędnym celem. By zamanifestować swoją obecność śpiewem, bzyczeniem, kąsaniem czy też tuptaniem. By nałykać się do woli powietrza i do woli ogrzać promieniami słonecznymi.

Ponieważ nie wiadomo kiedy i czy w ogóle nadarzy się kolejna okazja do śpiewania, bzyczenia, kąsania czy też tuptania. Ogrzewania w promieniach słońca czy zakochiwania w woni kwiatów. Nie wiadomo czy w ogóle nadejdzie "jutro"..







.

Cmentarze



Miejsca tajemnicze, czasami mroczne, czasami tylko smutne. Uświetnione rzędem krzyży lub płyt z pożegnalnym przesłaniem. Miejsce, w którym wcześniej czy później znajdziemy jakiś kąt dla siebie, gdzie zasilimy grono cieni przesuwających się cicho pomiędzy drzewami.

To nie jest miejsce dramatu ludzkiego życia. Nie jest to miejsce, w którym odczuwamy strach przed tym co niechybnie nadejdzie. Ponieważ i tak nadejdzie.

Może jest to bardziej strach przed tym co nas tutaj spotka?

Czy usłyszymy śpiew ptaków czy może też usłyszymy własną udrękę i głosy kiedyś udręczonych przez nas?

Przecież są miejsca przy których stoimy spokojnie, a są takie w pobliżu których odczuwamy niepokój i dziwny chłód. Miejsca, na które patrzymy z zachwytem a i takie, które mimo pięknej oprawy wzbudzają naszą grozę.

Nad moją głową szalały ptaki. Ich śpiew zagłuszał ciszę, która wydobywała się spod ciężkich, starych nagrobków. Pomiędzy nimi biegały zające. Czaiły się koty. Życie się toczy wszędzie. Nawet tam gdzie wydaje nam się, że powinno pozostać po nim tylko wspomnienie.

Zdjęcia na fotoblogu






.

Wulgaryzmy



Wulgaryzmy w naszym życiu są tak powszechne, że trudno czasami zrozumieć cudzą emocję dopóki nie usłyszy się siarczystego przekleństwa. Każdy z nas ma w zanadrzu słowa wytrychy, które zakańczają wszelkie spory albo są idealnym startem dla każdej awantury. Każdy z nas pewnie gdy się wkurzy, to potrafi tak dołożyć, że niejeden by nawet nie pomyślał.

Ale to co jedni mówią w nerwach, inni używają jako przerwę na głębszy oddech lub by wyrazić swoją ekspresję. I nie ma zmiłuj się - nasze bluzgi są tak popularne w świecie, że po bluzgu pozna się rodaka za granicą. Wystarczy powiedzieć „k-wa mać” i już ziomal stoi u boku. Nawet w dalekim Londynie.

Jednak jeszcze niedawno było to słownictwo nieoficjalne. Taka lokalna odmiana mowy ojczystej.

Szybko okazało się, że język ten jest miły sercu naszym politykom i "k-wy, cioty, sk-wienie, dziwka" znalazło miejsce w języku dyplomatycznym. W niektórych mediach by poprawić statystyki odwiedzin, słowo k-wa wskakuje jako tytuł albo młoda dama pisze artykuł o "smutnym dymaniu". Młode pokolenie uczy się polszczyzny z mediów i przenosi ją na swój codzienny grunt. Rodzic nie może pacnąć za brzydkie słowo, którym uraczył go dzieciak ponieważ godzinę wcześniej, tym samym słowem uraczył wszystkich obywateli polityk.

Tak zaczyna się demoralizacja i schamienie.

I nagle podnosimy larum gdy rusza produkcja koszulek na EURO2012 i na koszulce dynda w kolorze czerwonym nasza ukochana, umiłowana k-wa, którą tak często przywołujemy. Producent zapragnął zrobić koszulkę ze słowem, z którym kojarzy się nasz kraj. A, że k-wa nieodłącznie towarzyszy słowiańskim rysom twarzy to nieroztropny producent pomyślał, że zrobi rodakom przyjemność.

A zrobiła się awantura.

W sumie nie wiem o co.

Czyżbyśmy się zawstydzili? Może myśleliśmy, że nasze warczenie jest nierozpoznawalne? A może myśleliśmy, że ci na zachodzie są tak niemyślący, że nie dojdą do tego, co nasza słynna k-wa znaczy?

A przecież znaczy wszystko. Jest pieszczotliwym nazwaniem swojej lubej. Także tej, której nie znamy ponieważ nie chce się z nami zapoznać. Jest formą zaakcentowania śmiesznej sytuacji. Towarzyszy groźnej minie, która nic dobrego nie wróży. Może być także wyrazem obojętności. Albo ogromnego zdziwienia. Może być także sygnałem, że skoro pytamy to oczekujemy odpowiedzi a nie ściemniania.

Jest niezbędna większości obywateli do wyrażania emocji. Albo nie jest niezbędna tylko pozwoliliśmy by przesiąkła do naszego publicznego, oficjalnego słownika. I nie reagujemy czytając newsy z k-wami i dymaniem. Nie reagujemy ponieważ klikamy na inną stronę gdy widzimy tytuł skonstruowany z k-wą albo innym bluzgiem. A przecież ignorancja nie spowoduje, że problem przestanie istnieć. Spowoduje tylko tyle, że będziemy znowu przecierać oczy ze zdumienia patrząc jak ktoś chciał nam zrobić przyjemność, a my odebraliśmy to jak obelgę – coś w stylu „Hello polskie chamy”.

Więc zamiast się jeżyć i napuszać albo zmuśmy naszych polityków i dziennikarzy do zmiany języka jaki nam serwują albo przestańmy udawać świętych.





.

Zdziwienie



Wierzy w Boga. Jest agnostykiem. W kościele szukał pierwiastka bożego. I mimo tego, że już w seminarium wiedział, że kościół to ściema to jednak wierzył dalej. Ale kościół go zdradził i dlatego wszyscy powinni zostać agnostykami ponieważ nikt nie wie kim tak naprawdę był Jezus.

Kościół to wściekle zła instytucja, a on sam znał dwóch księży pedofili. Jednak nikomu tego nie zgłosił ponieważ obowiązywała go tajemnica. Ale gdy mógł już o tym powiedzieć, to nie powiedział bo obowiązywała go znowu tajemnica. A i sam mógł wylądować w łóżku z przyjacielem klerykiem. Bezwolny –wie, że jak ciśnienie pójdzie to nie ma rady.

W polityce jest przeciwny ściąganiu krzyża w Sejmu. Przeciwko adopcji dzieci przez pary homoseksualne także. Przeciwko reformie emerytalnej i w sumie poselstwo zabiera mu tylko czas i nie wie czy warto kandydować następnym razem.

Gdyby odpytał Radwańską z dogmatów wiary to pewnie nie wiedziałaby co odpowiedzieć. Bo on wie, że jej katolicyzm jest powierzchowny. Każdy inteligentny człowiek powinien omijać kościół. Radwańska podobnie jak wielu Polaków nic nie rozumie z katolicyzmu. On rozumie wszystko.

Dlatego chce pomóc kościołowi i wyzywa dla dobra kościoła. W końcu Jezus też porzucił wiarę i krytykował kapłanów. Mimo tego, że ci, którzy przekonują nas do tego, że wiedzą kim jest Jezus, są oszustami.

Misz masz myślowy pewnie pomyślicie. I pewnie macie rację. Takich zaprzeczeń sama dawno nie czytałam, ale dzisiaj popijając poranną kawę trafiłam na wywiad z posłem Kotlińskim. I piszę o tym nie dlatego, że wywiad ten był szczególnie wart polecenia. Był dramatycznie prostolinijny -link dla niewierzących w to, co napisałam: cz1 i cz2

Piszę dlatego, że wywiad ten zmotywował mnie wreszcie do napisania artykułu o Jezusie. Miałam wielki zamiar już przed Bożym Narodzeniem, ale miałam też niemożliwego lenia i minęły kolejne święta a artykułu nie było.

Więc następnym razem napiszę o historii proroka z Nazaretu. Napiszę historię, którą dedykuję panu posłowi. Będzie to historia o życiu człowieka, którą zna przeciętny Polak, przeciętny katolik, przeciętny człowiek, który odrobinę interesuje się historią. Historię, która nie dziwi i którą zna pewnie każdy gimnazjalista. Ale nie zna jej ksiądz.

Na szczęście dla wszystkich katolików – były ksiądz. 






.

Smuga cienia



Jedyna pewna rzecz w naszym życiu to śmierć, która po nas wcześniej czy później przyjdzie. W zasadzie rodzimy się bez tej świadomości, dopóki się z nią nie zetkniemy. I wtedy staje się nieodłącznym elementem naszego życia, wzbudzając czujność w trudnych sytuacjach czy też wymuszając dokonywanie wyborów między ryzykiem a jego brakiem. 

Nie wiemy co się dzieje przed i po naszym pobycie w człowieczej powłoce. Powiemy tylko, że nie było nic, mimo tego, że przez nasze życie ciągniemy lęki i fobie nie wiadomo skąd.
Dlaczego jako dzieci boimy się czasami panicznie wody, albo widok żmii nas przeraża mimo tego, że tak naprawdę nigdy z nią nie mieliśmy kontaktu? Oczywiście jako ludzie dorośli przełamujemy lęk przed wodą i uczymy się pływać, a i wiemy czym może skończyć się spotkanie ze żmiją. Ale dlaczego pewne niepokoje towarzyszą nam od najwcześniejszych lat, a innych w ogóle nie dotyczą?

Każda kultura ma swoją wizję istnienia człowieka i jego ciągu dalszego. Może to być efekt reinkarnacji i ciągłego poprawiania swojego marnego bytu. Może to być forma energetyczna, dla której obecność w powłoce ludzkiej jest katorgą i jedyne co musi ona zrobić, to udoskonalać niedoskonałość jaką jest człowiek, przynajmniej do czasu, aż tą powłokę opuści.

Może to być cud i szansa, ale z założeniem, że jako szansa wykorzystana - będzie zaczątkiem czegoś jeszcze piękniejszego. A niewykorzystana - początkiem piekła jakiego nie możemy sobie nawet wyobrazić.
Może to być także Wielkie Nic, kwestia przypadku, jakiejś reakcji fizycznej, która coś wyzwala, a po rozpadzie wszystko wraca do Wielkiego Nic. Chociaż w to ostatnie naprawdę trudno uwierzyć.

Z jakiegoś powodu gdy jesteśmy szczęśliwi odruchowo patrzymy w górę. Z tego samego niezrozumiałego powodu, gdy coś przeskrobiemy odruchowo patrzymy w dół. Czyżby podświadomość sama wskazywała kierunek naszej pośmiertnej przyszłości?

Temat życia po życiu to kwestia zjawiska tak samo realnego jak i nierealnego. Odpowiedź na jego zasadnicze pytania może być tylko kwestią przypuszczeń i na pewno ma to sens. Gdy wiemy w jakim celu gdzieś się pojawiamy trudno o szczerość intencji. Przecież nigdy nie sprawdzimy naszej wartości mając stuprocentową pewność jakie konsekwencje możemy ponieść w przyszłości. Jakiekolwiek czy też żadne.

Ale przypuszczenia czy też nasze chciejstwo, już spowodują takie a nie inne reakcje. Gdy ktoś nie wierzy w życie po śmierci, może poużywać sobie do woli. Gdy ktoś wierzy w prawo przyczyny i skutku bardziej waży swoje czyny. Tak czy inaczej spokojniej żyjemy ze świadomością odpowiedzialności za zło. Ponieważ prawo natury taką konsekwencję gwarantuje.

Znane są przypadki osób, które otarły się o śmierć i doznały wizji czy też odczuły emocje, których nie są w stanie nawet  opisać. Życie takich ludzi po dojściu do zdrowia zmienia się diametralnie i nie słyszałam o tym aby zmieniło się na złe. Zazwyczaj po dotknięciu magii tamtego świata, strach przestaje być częścią składową życia. Kończy się podział na „lepsze” czy „gorsze”. Człowiek staje się świadomą częścią swojego otoczenia, elementem natury, takim samym jak wszystko co żyje na ziemi. Życie wewnętrzne zmienia się, a człowiek staje się bardziej świadomy swojego istnienia.

Ale przecież nie musimy stanąć oko w oko ze śmiercią by się przekonać, że życie tak naprawdę nie jest dziełem przypadku. Nie musimy doznać bliskich kontaktów ze śmiercią, by zrozumieć sens naszego istnienia. Mamy tyle możliwości poznania, tyle pokładów energii, że patrząc na nasz świat możemy sami zdać sobie sprawę z cudu jakim jest on i my na nim.

A skoro świadome życie tutaj jest cudem istnienia to co jeszcze piękniejszego może być później?

-----------
Nikt z nas nie wie tak naprawdę czym jest jest śmierć.

Dopóki jesteśmy tutaj – jeszcze żyjemy, a gdy umieramy – to już nas nie ma.

Czasami niektórym udaje się zawrócić i opowiedzieć co przeżyli. Ale nie mogą tego udowodnić. Bo jak udowodnić to co czujemy? Jak udowodnić obrazy, które pozostają nam przed oczami?

Więc czym tak naprawdę jest śmierć?

Smugą cienia?

Granicą pomiędzy Tu i Tam?  Drzwiami, które zaprowadzą nas do nowego świata albo w otchłań piekieł?

Jednego możemy być pewni: wcześniej czy później na pewno dostaniemy odpowiedź.






/

Moralne prawo do życia



Podobno kilku naukowców zastanawia się czy dziecko po urodzeniu ma prawo życzy też można mu to życie odebrać. Argument za tym, że można jest taki, że „nie jest osobą, ponieważ nie ma świadomości własnej egzystencji. Nie ma, podobnie jak dziecko jeszcze nienarodzone, wykształconego poczucia nadziei, marzeń i celów życiowych”. (kliknij)

Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby powiedział to któryś z polskich rozszalałych głosicieli wolności brzucha. Ale zadumaniem nad kwestią prawa dziecka do życia zajęli się  naukowcy renomowanych uczelni i opublikowali swoje przemyślenia w naukowym periodyku.

Kiedy można by było małemu urwać łeb? Wtedy gdy jego rodzice nie mają wcale ochoty na dziecko, a ono jednak jest. Wtedy gdy pogorszy się ich sytuacja życiowa i dzieciak stanie się dla nich ciężarem. O tym, że także wtedy gdy urodzi się niepełnosprawne –nawet nie muszę wspomnieć, ponieważ to aż nadto zrozumiałe.

Uczeni nazwali to akademickim dyskursem. Zdziwieni są, ze dostają maile z groźbami, że to im ktoś łeb urwie. Jakby tego było mało postawili się w roli ofiar i twierdzą, że to zamach na wolność słowa i kneblowanie akademickiej dyskusji.

Bardziej niż kiedykolwiek jesteśmy świadkami ataku fanatyków na wartości liberalnego społeczeństwa.

Czy społeczeństwo liberalne według naukowca z Oxfordu to społeczeństwo morderców?

Kto miałby wykonywać wyrok kary śmierci na niemowlaku?

Podobno lekarz. Nowy zakres obowiązków i zmodyfikowana przysięga Hipokratesa.

_____

Nie ma skutku bez przyczyny. Co nam przychodzi do głowy na samą myśl, że dziecko kilka tygodni po narodzeniu może wylądować w trumnie ponieważ dla rodziców stało się ciężarem albo się rozmyślili?

Zastanówmy się.

Czy nie pomyślimy: to już lepiej mogła usunąć ciążę? Z dwojga złego lepsza aborcja niż zabicie żywego płaczącego szkraba, który trzyma się trzyma się palca matki jak koła ratunkowego.

Czy nie o to chodzi by wobec tak makabrycznej wizji społeczeństwo wyraziło zgodę na skrobanie przez dziewięć miesięcy a nie do trzeciego miesiąca?

Kiedy tak naprawdę zaczyna się człowiek, a kiedy kończy?

Kiedy tak naprawdę ma moralne prawo by żyć?

Wtedy gdy chce żyć czy wtedy gdy nie chce by ktoś inny żył? 







.

Pytania o sens prawa




Co trzeba zrobić by w naszym kraju trafić do aresztu?

Na pewno nie upuścić ze skutkiem śmiertelnym dziecka i na tę okoliczność zasłaniać się kłamstwem. I na pewno nie za dewastację cudzego mienia poprzez podpalenia.

Od kilku dni jest głośno w mediach o synu znanego warszawskiego adwokata, który ma skłonności do zabaw z zapałkami. Tak się zdarzyło, że w kwietniu ubiegłego roku podpalił kilka aut w stanie wskazującym na spożycie, ale wyszedł za kaucją. W lipcu był podejrzany o podpalenia, ale wtedy nie udało się zebrać wystarczających dowodów. Tym razem młodego człowieka rozpoznali świadkowie.

Sprawa wydawała się prosta mimo tego, że ojciec podejrzanego miał sugerować policjantom, że mogą mieć kłopoty w pracy. Potem zaczęła się komplikować gdyż podejrzany nawet nie trafił do aresztu tylko musi meldować się na komisariacie.

Podobno nie jest niebezpieczny.

Dzisiaj media podały, że podejrzany –mimo środków ostrożności policji, zna nazwisko świadka, który go rozpoznał. Nazwisko wyjawiła podejrzanemu pani sędzia prowadząca sprawę.

Podejrzany jest kibicem. Świadkiem jest kobieta.

Jak to się skończy?

Dopiszę w najbliższym czasie.




.

Secret



Początek tygodnia.

Dla mnie, po trzech dniach nieoczekiwanego, ale miłego urlopu szczególnie trudny ponieważ po każdym urlopie potrzebuję kilku dni odpoczynku. A zmęczyło mnie niemożebnie, myślenie w pociągu o prawie przyciągania czyli inaczej – o sztuce chwytania każdej szansy jaka pojawia się w życiu.

Każdy z nas planuje. Cokolwiek nie oznacza to słowo, planowanie sprawia wrażenie tego co byśmy chcieli w przyszłości bliższej lub dalszej. Napisałam „sprawia wrażenie” ponieważ często jest tak, że planowanie mylimy z marzeniem - granica między jednym i drugim jest bardzo płynna i łatwo samemu się oszukać.

Więc kiedy wiemy, że planujemy a nie marzymy?

Odpowiedź jest bardzo prosta – najtrudniej jednak uwierzyć w proste odpowiedzi. Tak więc planujemy wtedy gdy wiemy, że to o czym myślimy na pewno się stanie. A marzymy wtedy gdy wiemy, że to nigdy się nie spełni.

A skąd to wiemy?

Po prostu to czujemy. Jest takie wewnętrzne „coś” co powoduje, że gdzieś bardzo głęboko czujemy, że to o czym marzymy nie będzie dla nas dobre. Jedni nazywają to głosem serca, inni rozumu lub instynktem, jeszcze inni szczerością z samym sobą. Ale jakkolwiek tego „coś” nie nazwiemy – będzie ono sprężyną, która natychmiast da nam znać czy nasz plan się ziści czy też nie.

Możemy się zastanawiać, trzymając w garści zasiłek dla bezrobotnych, co z nim zrobić i marzyć o życiu na poziomie rodziny z filmu Rezydencja. I na pewno będzie to marzenie. Możemy jednak część zainwestować w drobiazg, który przyniesie nam mały zysk. 

Na czym polega różnica?

Na tym, że mądry plan to plan na miarę poziomu materialnego, na którym się znajdujemy w danej chwili. Człowiek bez grosza za cel obierze sobie następny dzień   ponieważ trudno planować urlop na Hawajach śpiąc na ławce w parku. Ustabilizowany zawodowo pracownik planuje następne wakacje, a ustabilizowany biznesmen planuje dalszą przyszłość. 

Oglądałam kilka filmów o prawie przyciągania i przyznam, że tylko jeden zrobił na mnie miłe wrażenie. Był to „Secret” - nie dlatego, że podawał szczególne wskazówki jak być bogatym, szczęśliwym, zdrowym i kochanym do samej śmierci, ale dlatego, że był ciepły i dawał swobodny wybór drogi życiowej.  Jednak nie należy odczytywać go dosłownie, gdyż podstawą małych i dużych zwycięstw jest zdrowy entuzjazm a nie euforia. I niezrozumienie tych pojęć spowoduje odpłynięcie, podobnie jak popłynęli niektórzy dystrybutorzy firm akwizytorskich po szkoleniach - naszpikowani do bólu zasadą, że wystarczy chcieć i pstryk! już jest!

A potem nic nie było.
  
Gdybyśmy serio zastanowili się nad tym czego tak naprawdę chcemy - to pewnie okaże się, że nie wiemy. Że może chcielibyśmy być, chcielibyśmy mieć, chcielibyśmy czuć… Ale dokładnie nie wiemy kim chcielibyśmy być, co chcielibyśmy mieć i czuć.

O czym myślimy marząc o wygranym milionie w totolotku?

Myślimy o tym, żeby wygrać. A potem będziemy się martwić co zrobić z taką furą banknotów. Może samochody, podróże, dobra materialne...
Tylko rodzi się zasadnicze pytanie: dlaczego powinniśmy wygrać?
I jeżeli nie znajdziemy odpowiedzi na tak postawione pytanie, to okaże się, że już niedługo wygrana w totolotka przyniesie nudę, brak motywacji i mnóstwo problemów.

Bo po co nam trzy auta skoro mamy tylko jeden tyłek do wożenia?

Po co podróże skoro nie wiemy co mają wnieść do naszego życia?

Po co szukanie partnera skoro nie wiemy czego oczekujemy od związku partnerskiego?
_______________

I tak się bujamy z marzeniami do starości mniej lub bardziej zrzędliwej. I zrzędzimy, że innym to życie tyle dało, a nam nic.

A przecież nie o to chodzi.

W końcu nie potrzebujemy samochodu tak bardzo jak wiatru we włosach przy prędkości sto na godzinę. Nie potrzebujemy podróży tak bardzo jak  dotyku innego świata. Nie potrzebujemy partnera, bo po co nam partner skoro i tak doskonale czujemy się we własnym towarzystwie.

Potrzebujemy tylko siebie. Swojego zaufania, swojej szczerości, spokojnego patrzenia w lustro i swojej wiary, że ma,y siły by zdobyć wszystko co tak NAPRAWDĘ chcemy. Że mamy pasję życia pełną piersią. I świadomość, że nikt nie ma żadnego prawa nam przeszkadzać w realizacji najważniejszych dla nas rzeczy.

I ta właśnie świadomość pozwoli każdemu przenosić góry.






.

Whitney Houston



Co jakiś czas pojawia się w mediach informacja o kolejnej śmierci gwiazdy show biznesu. Schemat ciągle jest ten sam: pojawia się informacja, bliscy i fani rozpaczają, rodzina zaczyna szukać winnego, gwiazdy po fachu mówią, że żałują, że nie zauważyły dramatu wcześniej, że świętej pamięci gwiazda była miła, kochana i muchy by nie skrzywdziła.

Potem przychodzi czas na teorie spiskowe i wskazanie winnego całej sytuacji. A wytwórnie fonograficznie przygotowują płyty z kompilacjami i liczą zyski. Domorośli psychologowie zaczynają szeregować zmarłego w przedziale wiekowym i dopisują do tego metkę z napisem „Witamy w Klubie” i tutaj odpowiednia cyferka.

Niedawno pożegnaliśmy Michaela Jacksona, Amy Winehouse i jakiegoś chłopaka, który podobno sztachnął się na siebie bo musiał uśpić psa za głośne szczekanie i wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu żyć. Dzisiaj do tego grona doszła moja ulubiona piosenkarka i w zasadzie, obok Madonny ikona każdej party mojej młodości.

Przemysł muzyczny jest zwykłą maszynką do mielenia mięsa. Wyciska z niego wszystkie soki, rozdrabnia na kawałki i robi z niego hamburgera.

I tak codziennie. I tak w kółko.

Młodzi wykonawcy stają się sensacją sezonu i niezależnie od szans na przeżycie na rynku muzycznym, większość z nich staje się także klientami dilerów narkotyków. Przykładów takich gwiazd mamy na pęczki, dla mnie smutny jest los Duffy, która mimo fenomenalnego głosu zdecydowała się na drogę prosto w kierunku nicości.

Trup się kładzie w branży muzycznej i odejście kolegów czy koleżanek po fachu nie uczy niczego. Nikt tak naprawdę nie chce przyznać, że ciśnie po koncercie i ma świadomość tego co się wydarzy w przyszłości. A przecież gwiazdy wiedzą, że z narkotykiem jest jak z fałszywą przyjaciółką: pomoże, doda sił, poprawi humor, będzie obecna, ale potem gdy do siebie przyzwyczai zaczyna doić jak złotego cielca. Są jak cudowna kuracja odchudzająca jajeczkami tasiemca, która w miesiąc pozwala zrzucić kilogramy, a potem wyjada to co najlepsze zastawiając organizmowi swoje wydalone resztki.
-------------

Whitney Houston była chyba ewenementem muzycznym na skale światową. Wraz z wielkim talentem dostała wielką miłość, nad którą nie panowała i która zepchnęła ją w otchłań piekieł.

Każdy wie, że kuracje odwykowe nie są zerwaniem z nałogiem tylko pomagają uświadomić sobie skalę zagrożenia jakie niesie nałóg. I decyzję podejmujemy już sami. Decyzję, czy mamy tyle sił by walczyć z nałogiem do końca życia. Bo tak czy inaczej on jest uśpiony a nie unicestwiony.

Gdy ktoś nie chce żyć wraca w ramiona zapomnienia. I czasami już się nie budzi.








.

Barwy wojny


To zdjęcie mną poruszyło. Dwoje ludzi w różnych rolach przypisanych przez życie. Dwoje ludzi mających swoje oczekiwania wobec siebie. Każdy z nich ma swój cel. Jeden swój cel ograniczył do zabijania, drugi do przeżycia.

Jak można załagodzić agresję człowieka uzbrojonego po zęby?

Podać mu miskę z wodą aby ukoił pragnienie?

Jak można zareagować na taki gest? W końcu żołnierz jest okupantem nawet wtedy gdy jest pewien, że niesie wolność.

A więc pozostaje strach i nieufność. Ponieważ za jego plecami wraz z tą wyciągniętą ręką czai się pytanie: Dlaczego nam to robisz? Dlaczego jesteś tutaj i zakłócasz nasz spokój? Dlaczego okradasz nas z resztek tego co posiadamy? Dlaczego musimy stać na gruzach naszego domu ponieważ ty postanowiłeś kogoś w tych gruzach pogrzebać?

To zdjęcie może być tylko wyrzutem sumienia naszych czasów. Nas wszystkich, którzy dajemy przyzwolenie na każdą wojnę prowadzoną w imię poszerzania granic demokracji. Przecież wiemy, że za tą szczytną ideą zbawiania świata stoi gwałt, przemoc i bezprawie. Stoi rabunek, zniewolenie i wulgarna agresja.






.

Kociolubność



Wiem, że jest ich trójka.

Wiem, że jeden jest szary w białe ciapy, jeden brązowy i jeden czarny - też w białe ciapki.

Ponieważ już wiem, że są więc codziennie przed domem pod schodami stoi miska z żarełkiem dla nich.

Moje pierwsze spotkanie z nimi miało miejsce w nocy, gdy nagle przebiegły mi drogę na schodach przed domem, przyprawiając prawie o zawał.

Od tej pory tylko je słyszę gdy toczą swoje kocie rozmowy na drzewie albo w krzakach.

Ale tak naprawdę żadnemu nie spojrzałam jeszcze w oczy.

Zazwyczaj była to tylko końcówka ogona albo cień kota.

I dzisiaj właśnie stanęliśmy oko w oko naprzeciw siebie, w samo południe.

Ja zamarłam - on też.

I tak sobie staliśmy gapiąc się na siebie.

Pokazałam mu wzrokiem aparat fotograficzny.

On miałknął, że OK.

Pstryknęłam fotkę, potem zbliżenie.

Machnął ogonem i dał sygnał, że wystarczy.

Potem odszedł spokojnie, jak gwiazda sesji zdjęciowej.

A ja?

Chodzę napuszona jak paw, że udało mi się uwiecznić tą wiekopomną chwilę ;)









.

Pytania bez odpowiedzi



Punktujemy zdjęcia, które nam się podobają. O ile w przypadku plusowania fotografii przedstawiających naturę czy śmieszne sytuacje nie mamy żadnych problemów z kliknięciem o tyle czasami pojawiają się zdjęcia, z którymi nie wiemy co tak naprawdę zrobić.

Każde zdjęcie ma swoje przesłanie:

Świat jest piękny! Koty są cudowne! Jakie mądre psisko! Jakie piękne pejzaże! - i ta ka reakcja jest efektem zamierzonego celu autora zdjęcia, który ma nas zachwycić.

Czasami jednak wszystko się komplikuje.

Kilka dni temu natrafiłam na G+ na dwa zdjęcia przedstawiające to:



I jeszcze kilka, których nie mogę tutaj wkleić. Ale już to jedno wzbudza niepewność..

Zagłosować?

Kliknąć "Lubię to"?

Dodać do polecanych?

Czy może dać plus?

Jaki przekaz my wtedy zostawimy?

Podoba nam się to co widzimy czy to, że świat się o tym dowiedział?

Co tak naprawdę będzie oznaczać nasze kliknięcie przy takim zdjęciu?

Warto się nad tym zastanowić..





.

Cesaria Evora





Mam już wszystko, mogę umrzeć. 
Słyszał pan, że dostałam Legię Honorową od Jacques'a Chiraca? 
Pisali o tym w internecie. 

Śmierć jest najpewniejsza. 
Rodzimy się i umieramy. To wszystko. 
Urodziłam się. Czekam na śmierć. 
Przecież w końcu przyjdzie ten dzień. 
Święty Piotr powie: "Witaj, Cesaria. Zaśpiewaj coś ..."

                                                          Cesaria Evora - wywiad GW 24.05.10





.

On i Ona



Moje dwa kocie skarby, które wywróciły moje życie do góry nogami 

Przewartościowały dotychczasowe poglądy na sprawy

istnienia...

Kocie istnienie jest czymś co każe zastanowić się 

nad naszym zwykłym, 

skazanym na niepotrzebne emocje

bytem...

Bytem, który nakazuje nam wierzyć w życie po życiu,

a im daje takich żyć 

jeszcze siedem...

a są opinie, że nawet jedenaście :)








Ja poproszę o kolejne wcielenie

 z wąsami, ogonkiem 

i perfekcyjnie stonowanym mruczeniem :P




.

Starość



Życie trwa krótko, czekanie na śmierć długo. 

Te słowa Adama Hanuszkiewicza są bardzo prawdziwe. Nic chyba tak nie upokarza człowieka jak czekanie na śmierć. Starość gdy zabiera siły, zdrowie i często zdolność myślenia staje się wegetacją i nieszczęściem.

Gdybyśmy popatrzyli na życie dawnych gwiazd show biznesu odsłania się kurtyna ze smutnym spektaklem. Ludzie przyzwyczajeni do obecności innych osób, przyzwyczajeni do uwagi mediów i sławy –zostają niejednokrotnie sami, bez pieniędzy, z długami i z nałogami.  Czasami nawet bez własnego dachu nad głową spędzając ostatnie chwile swojego życia w domach starości. Wystarczy przywołać smutny los Villas, Grety Garbo czy Marlona Brando czy niektórych polskich aktorów.

Ale gdybyśmy popatrzyli na życie zwykłych ludzi to ten spektakl wcale nie wygląda inaczej. W naszym kraju starość jest traktowana jak koniec życia. W zasadzie nic już nie wypada, ani uprawianie sportu, ani bieganie do kina, ani ciekawe podróże. Dziadkowie skazani są na wyczekiwanie swoich dzieci, często złoszcząc się, że nie mają one czasu dla rodziców.

Taka długa i powolna śmierć.

Troszkę inaczej wygląda to u naszych zachodnich sąsiadów. Z racji innej kultury ludzie starsi nauczeni są większej samodzielności. Nie jest żadną sensacją widok babci na rowerze czy grupy dziadków wybierających się z wałówkami na wycieczki rowerowe. Nie ma nic dziwnego w tym, że sędziwi siwowłosi obywatele grają w kręgle czy w badmintona w parku. A biura podróży czerpią zyski z klientów w sędziwym wieku.

Czy w Polsce 80-letnia babcia wybierze się na wycieczkę do Hiszpanii czy Egiptu?

To nie jest kwestia pieniędzy gdyż każdy może zaoszczędzić na tygodniowy wyjazd. To raczej kwestia chęci. Polacy nie byli nauczeni poznawania świata. Najlepszym wyjazdem zagranicznym były swego czasu podróże do Bułgarii czy na Węgry. Z niemałymi problemami, ale było to możliwe. Wyjazd do zgniłego kapitalizmu już napotykał na kłody. Starsza generacja Polaków nauczyła się spędzać czas na działce lub tylko nad polskim morzem. Szczytem marzeń były zachodnie i południowe palmowe wybrzeża.

I tak pozostało do dzisiaj.

Starość potrafi zniechęcić swoim wiekiem. Może straszyć swoimi konsekwencjami. I w ten sposób staje się batem nad oszronionymi głowami.

Czy to się kiedyś zmieni? 

Patrzę na rozwijające się uniwersytety trzeciego wieku i widzę, że coś drgnęło. Czy jest to kwestia tego iż co roku inne pokolenie babć i dziadków dołącza do grona emerytów, czy może chęć korzystania życia najdłużej jak to możliwe, nie wiadomo. Ale jest to sygnał, że można prowadzić aktywne życie do końca swojego życia. Na miarę swojego zdrowia, możliwości finansowych i przede wszystkich chęci.






.

Portale społecznościowe



Zdarzył mi się niecodzienny powód do zastanowienia się nad jakością portalu społecznościowego, na którym mam swoje konto. Otóż przeglądając stronę główną FB natknęłam się na pytanie dotyczące mojej znajomej. Brzmiało ono mniej więcej tak:

Czy uważasz, że X nie potrafi zachować się przyzwoicie przy stole?

I zaraz obok:

Zobacz co odpowiedzieli inni.

Rozumiem, że tak postawione pytanie ma na celu zasugerowanie nieumiejętności X do posługiwania się nożem i widelcem lub skłonności do dłubania w nosie. Pewnie ma też zasugerować, że istnieje sporo odpowiedzi na ten interesujący temat. I gdyby ktokolwiek chciał uzyskać odpowiedź wystarczy, że zezwoli aplikacji zajmującej się łączeniem ludzi w pary, na dostęp do swoich danych i swojego grona znajomych.
Po to by wkrótce podobne, bardzo mądre pytanie pozostawić na stronie głównej naszym znajomym.

Pamiętam, że długo namawiano mnie do założenia konta na NK. W zasadzie, w czasie największej świetności tego portalu – ja stroszyłam pióra wymądrzając się jakie to bezsensowne.

Ale stało się i konto założyłam. Po pierwszej fali przyjmowania wszystkich i wszystkiego do grona znajomych, przyszło otrzeźwienie, a potem rozczarowanie.

Czemu miało to służyć?

Przecież z częścią znajomych miałam prawie codzienny kontakt, z częścią urwał się kilkadziesiąt lat temu, a części nawet „cześć” na ulicy nie mówię. Pamiętam znajomą, która odnowiła kontakt ze swoją koleżanka z podstawówki. Siedziały w jednej ławce. Odnalazły się po latach na NK i praktycznie codziennie mailowały i rozmawiały pod swoimi zdjęciami. Różnie ich losy się potoczyły, jednej lepiej drugiej gorzej, ale najważniejsze przecież były wspomnienia ze szkolnych lat.

I doszło do momentu gdy spotkały się „na żywo”.

Moja koleżanka wróciła z tego spotkania z taką traumą, że zdecydowała się konto usunąć. Dlatego, że zderzyły się obce światy, które sztucznie zostały połączone wspomnieniami i dawnymi zażyłościami. Siedziały naprzeciw siebie i w pewnym momencie nie miały o czym rozmawiać, w mailach wygadały się o wszystkim, a „na żywo” nie miały już wspólnych tematów.

Oczywiście nie musi się tak dziać regularnie, przecież starsi ludzie płynnie odnawiają swoje znajomości i je utrwalają, ale może też dlatego, że czego innego oczekują i opierają się już na wspomnieniach. Ale młodsi, zaganiani, dorabiający się  i nadrabiający stracony czas już mogą zderzać się ze swoimi wyobrażeniami.

Osobiście jestem na etapie zamykania konta na NK i FB, zaglądałam na nie raz na jakiś czas i o ich istnieniu przypominały mi maile o aktywności znajomych. Bez straty i bez żadnego żalu.


.