Tropiciel pacyfistów


Wkurzyłam mnie informacja o żołnierzu, który postanowił walczyć z internetowymi wpisami obrażającymi polskie siły zbrojne walczące o demokrację w Afganistanie. Wpisy podobno były nieeleganckie i jawnie zniesmaczone naszą rolą w demokratyzowania kraju, który o demokrację nie prosił. Mało tego – zanim rozpoczęło się wygładzanie Afganistanu ze zmarszczek islamu – ich przywódca mówił, że wojna cofnie jego kraj do epoki kamienia.

Nic nie pomogło. Nawet to, że o ile Amerykanie popierają każdą wojnę, która przyniesie im zysk – obywatele naszej ojczyzny nie popierali polskiego udziału w szopce afgańskiej.

Dziwić się mamy, że wpisy były obojętne albo kończyły się tekstem: po cholerę tam jechaliście?

Więc żołnierz się wkurzył i wciągnął do sprawy prokuratora. Po wyłapaniu internautów kończyło się symbolicznymi karami, ale pozostaje pytanie: Czy karzemy w Polsce za pacyfizm?

Dzisiaj media obiegł news, że bohaterski żołnierz walczący z internautami prawie poległ. Otóż jakiś Zakon Sufich napisał, że utrą mu nosa. Trudno zgadnąć czy jest to Zakon Sufi działający oficjalnie w Polsce i zajmujący się medytacją czy może dzieciarnia szukała ładnej nazwy, która przestraszy żołnierza.

Tak czy inaczej sprawę potraktowano bardzo poważnie, interweniował MON, a bohater z Afganistanu powiedział w TVN, że on tylko walczy o honor polskiego żołnierza.

Powiem żołnierzowi coś co może go zdziwi, ale przy okazji pozbawi go lęków związanych z reputacją.

Wpisy anonimowych ludzi na forach internetowych nie są w stanie odebrać komukolwiek honoru. Gdyby od komentarzy na forum zależało nasze dobre imię – większość z nas już by go nie miała. To co potrafią wypisywać ludzie o innych ludziach, przekracza nawet moją wyobraźnię a jest ona dobrze rozwinięta. To co potrafią wypisywać w tle forum, jest bohaterstwem na miarę anonimowości i bezkarności, do testowania której nie odważyliby się nigdy w realu.

Ale taki jest internet i nie należy serio traktować wszystkiego co tam się wyczyta.

Ponieważ o naszym honorze nie decydują opinie innych, ale nasze czyny. Jeżeli mamy świadomość sensu i słuszności naszego postępowania to niczyja akceptacja nie będzie nam potrzebna.

I dobrze by było by tropiciel krytyków w internecie wziął sobie to do serca, a jeżeli już idzie na wojnę z internautami -to niech walczy, a nie tłumaczy się w TVN ze swoich intencji i szuka potem pomocy w MON :/


więcej --->> TokFm i Salon24













.

Aktor politycznego formatu


Dzisiaj będę złośliwa. A ponieważ raczej mi się to nie zdarza, dlatego proszę o wyrozumiałość. Powodem mojej lekkiej irytacji stała się „sprawa Opani”, która po „sprawie Stuhra” pokazała, że przyszedł czas na bunt aktorów. 

O ile Stuhr przyjął na klatę role kontrowersyjną, która prawie pozbyła go obywatelstwa polskiego - tak Opania postanowił klatą powalczyć i pokazać, że nie po to ją ma by cokolwiek na nią przyjmować.

Aktorzy zwłaszcza sławni mają wspaniałą możliwość wybierania swoich ról. Przykładem mogą być dwa ekskluzywne przykłady z aktorskiego świata i bliskie mojemu sercu: Juliette Binoche czy Meryl Streep (w kolejności alfabetycznej). Gwiazdy takiego formatu wybierają, przebierają, kręcą nosem i.. przyjmują rolę albo nie. W zasadzie nawet nie wiemy co odrzuciły ponieważ nie idą z tą informacją do mediów by poinformować o swojej decyzji.

My też mamy swoje gwiazdy. Różnych formatów. Te większego znamy z ról na deskach teatru czy z poważnych filmów. Te mniejszego formatu znamy z imprez, z pijanych rajdów po ulicach stolicy czy też z medialnych demonstracji.

Ostatnio właśnie Marian Opania pokazał nam jak ciężki jest los aktora. Jak trudny jest wybór i kalkulacja: co przyniesie mi większy rozgłos. Wybór trudny ponieważ film, który okaże się klapą jest dla aktora porażką.

Wcielić się w postać prezydenta Kaczyńskiego nie byłoby tak prosto. Wbrew naszej chęci czy niechęci do niego – zagranie roli prezydenta uwikłanego mocne relacje rodzinne może być nie do przeskoczenia dla aktora pozbawionego możliwości obdarcia się ze swoich słabości. Przecież nie jest jakąś tajemnicą, że niektóre role przerastają emocjonalnie aktorów je grających. Że często grana rola wyciąga wszystkie prywatne demony osoby wcielającej się w czyjąś postać.

Opania powiedział, że nie zagra w filmie ponieważ „ma swoje powody, polityczne. Nie jest zwolennikiem PiS ani braci Kaczyńskich”. Oczywiście Opania nie zagrałby na pewno Adolfa Hitlera, nie zagrałby Stalina czy Osamę Bin Ladena. 

Z powodów politycznych oczywiście.

Ale zagrał kiedyś rolę trzęsącego się ze strachu dziennikarza. 

Z jakiego powodu?
__________

Gdybyśmy oceniali klasę polskich aktorów i oceniali ich na przykładzie ostatniej deklaracji Opani byłby to marny widok. Aktor, który wrócił na czołówki mediów nie dzięki kreacji aktorskiej, ale dzięki deklaracji politycznej, że kogoś nie lubi. A nielubienie kogoś z polityki to dzisiaj  idealny sposób na zaistnienie – tym bardziej gdy nie lubi się Kaczyńskich.

Być albo nie być. Oto jest pytanie. 

Być kilka sekund na topie z powodu polityki czy z powodu filmu, który i tak okaże się fikcją?



więcej: 







.

Prawie niczym nie różnimy się od Europy..


Kuba Wojewódzki napisał felieton dla Newsweeka. Wypowiedział swoją opinię na temat polityki, patriotyzmu i o ile w wielu kwestiach przyznam mu rację - min. to, że do wolności nie dorośliśmy - to jednak muszę stwierdzić, że sam autor felietonu dostarcza sporo  dowodów na potwierdzenie swoich słów. Nie każdy głupieje na widok „cycatej laski” – w większości Polacy znają wartość wolności, ale jak to z większością bywa – milczą, dając w ten sposób przyzwolenie na wrzaski wszelkiej maści ekstremistom z prawej i lewej.

Jednak zastanowiło mnie jedno zdanie, które padło w tekście. Mianowicie zdanie, które kiedyś powtarzał Jarosław Kaczyński. Zdanie, które wżerało się nam w mózgi i pewnie, którego wszyscy już mieliśmy dość. Zdanie, które musiało zapaść w pamięci i które adoptowało się jak wirus do obecnych warunków.

Kiedyś prezes Kaczyński powtarzał jak mantrę „Wszyscy się z nas śmieją”– była to dość bezradna reakcja na przegrane wybory, która nie dość, że kwestionowała demokratyczną decyzję rodaków to jeszcze była jak toksyczny jad wpuszczany do organizmu tylko po to, by wyssać z niego chęci do życia.

Każdy leniuch, który chce poprawić sobie samopoczucie właśnie poprzez umniejszanie innych będzie celebrował swój leniwy poziom.

Ale nie oczekiwałabym podobnych słów od człowieka, któremu inteligencji nie brakuje, chociaż czasami brakuje taktu. Człowieka, który jest obyty, obrzydliwie bogaty i który zna świat na tyle, by móc obiektywnie wypowiadać kwestie związane z opinią jaka krąży na nasz temat. 

Na temat Polaków.

„Staliśmy się dla Europejczyków specyficznym, odrębnym gatunkiem człowieka”. Podobno przyjaciele Kuby, którzy pracują w Parlamencie Europejskim wykrzywiają się gdy słyszą hasło z Polską w tle. Nie zapytam jaka jest jakość przyjaciół, którzy krzywią się przy Polaku na dźwięk słowa „Polska”..

Każdy ma takich przyjaciół na jakich go stać.

Ale są  w naszym kraju ludzie, którzy próbują usilnie nam wmówić, że cała Europa nie robi nic tylko wczytuje się w polską prasę w oczekiwaniu na coś czego nie zobaczy na swoich ulicach: 

1.Oczywiście tylko w Polsce ekstrema z prawej leje się z ekstremą z lewej. Żaden kraj w Europie tego nie doświadcza.

2.Oczywiście tylko w Polsce ludzie są przeciwni związkom partnerskim, aborcji. Europa nie zna przypadków by obywatele sprzeciwiali liberalizacji obyczajności.

Ile w tym zwykłej demagogii?

Ekstrema w Europie tak się leje, że nasza musiałaby się jeszcze sporo nauczyć. Namiastkę dali anarchiści z Niemiec rok temu. A gdyby popatrzeć jak leją się w Hiszpanii czy Francji to ho ho.. Różnica polega tylko na tym, że żadna strona nie robi z siebie dupy i ofiary, że została zaatakowana. Tam gdy ludzie idą na ulice to pokazują, że mają jaja, a nie portki pełne strachu.

Społeczności europejskie nie są aż tak oświecone by akceptować związki partnerskie, ale szanują (przynajmniej starają się) szanować prawo, które narzuca im rząd. To wcale jednak nie oznacza, że geje i gejowate czują się komfortowo. Mentalność ludzka ma swoje drogi istnienia – ustawodawstwo swoje. Jak bardzo nie podobają się z góry narzucane regulacje prawne pokazały ostatnie manifestacje w Paryżu, które zamknęły się w granicach 70 tysięcy manifestantów (wersja policji) i ponad 100 tys. (wersja organizatorów, ale oni zawsze podają więcej).

Jednak nijak to się ma do informacji portalu gazeta.pl która napisała, że wyszło na ulice tylko  kilka tysięcy. Ale prawdziwe dane gryzłyby się z ideą Europy Nowoczesnej, na którą tak powołuje się polska lewica.

Kuba napisał także, że „kiedyś cała Europa gotowa była wieszać sztandar Solidarności jako flagę wolności, nadziei i triumfu”. Nie rozumiem dlaczego zdanie to przybrało formę czasu przeszłego.

Nie jestem tak mądra jak Kuba, nie mam przyjaciół w PE. Ale mam troszkę znajomych to tu to tam w Europie. Zwykli, normalni ludzie, których spotykam w czasie swoich wędrówek. I nigdy jeszcze nie spotkałam się z niechęcią ani jakimikolwiek oznakami wykrzywienia twarzy na wiadomość, że jestem z Polski.

Mało tego, ile razy próbowałam porozumieć się po angielsku czy niemiecku napotykałam na barierę złych emocji. Raz gdy zgubiłam się w Paryżu, angielski spowodował tylko tyle, że każdy z uśmiechem na twarzy pokazywał mi inny kierunek. Drugi raz gdy w jakiejś katedrze czaiłam się z aparatem koło ołtarza, a nie wolno było, czego nie chciałam zauważyć.

I z obu tych sytuacji wyciągnęła mnie „Solidarność” i Wałęsa.

W Paryżu, gdy zatoczyłam kolejne koło i zaczęłam robić w portki ze strachu - by rozładować emocje siarczyście po polsku zaklęłam. I nagle wyłonił się człowiek, który zapytał czy jestem z Polski, a gdy potwierdziłam wypowiedział trzy magiczne słowa  - właśnie Solidarite, Pologne  i Walesa. Zaprowadził mnie do hotelu całą drogę coś klarując podekscytowany, a czego kompletnie nie rozumiałam.

I drugi przypadek kilka tygodni temu, gdy dopadł mnie strażnik katedry i nakazał skasować na miejscu zdjęcia. Nie pomogły tłumaczenia, prośby.. im bardziej błagałam tym bardziej się chmurzył. Wreszcie powiedziałam, że jestem z Polski. Tak pięknego uzębienia jakie ukazało się moim oczom nie widziałam jeszcze. Powiedział, że oni też walczą o niepodległość (Katalonia) i wiedzą, że wygrają skoro my wyrwaliśmy się z komunizmu.

Po czym poszedł znęcać się nad inną turystką. 

Dlaczego o tym napisałam? 

By powiedzieć wam, że nie ma kraju idealnego. W Europie się leją z powodu gejów, islamu, kryzysu, nacjonalizmów.. takie są uroki demokracji. Policja jest od tego by to tonować pałką, a czasami tylko perswazją. Polska nie jest ani wyjątkiem na tym tle ani jakimś szczególnym przypadkiem. 

Różnicą jest tylko poziom polityków i mediów.

Polityka polska jest wulgarna dzięki politykom i nie muszę przypominać dzięki którym. Codziennie słyszymy określenia uwłaczające godności człowieka, a które przykrywa się istotą oczytania i intelektu. A media zajmują się przede wszystkim lansowaniem partii a nie przekazywaniem faktów. Domniemywaniem i kreowaniem afer a nie sprawozdaniami co tak naprawdę się dzieje. 

I to jest jedyna różnica między nami a Europejczykami. 


więcej: 







.

Bo w każdym z nas jest cham..



Było tak. Redaktor Lis zaprosił do studia trochę prawicy, sztukę z lewicy i sztukę ze środka. Wszyscy spodziewali się pewnie, że prawa strona studia będzie mocna w słowach, a lewa ukaże swoją kulturalną twarz, ani przez moment nie skażoną zmarszczką nietolerancji czy pogardy dla inności.

Ale od poniedziałku czy może od niedzieli świat wydaje się być troszkę innym. Tym bardziej dla lewej strony, która dzięki swojej najgłośniejszej części, chyba podłożyła się opinii publicznej jak nigdy dotąd. A dzieła ukończenia dokonała Kazimiera Szczuka wpadając w studio w typowo damską furię.

Dlaczego o tym piszę?

Nie dlatego żeby się znęcać nad Kazimierą. Ona sama chyba wie, że więcej w niej zwykłej baby niż lansowanej gwiazdy intelektu. 

Ten wstęp jest tylko po to by pokazać, że niezależnie od tego na kogo się kreujemy i tak wcześniej czy później wyjdzie z nas zwykła ludzka postać, której nieobcy jest także gniew ubrany w prymitywne słowa.

A do czego chcę nawiązać? 

Może wam się to wydawać dziwne, ale w ten sposób chcę nawiązać do reakcji na film „Pokłosie”. Zaznaczam, że filmu nie oglądałam. Zaznaczam, że to co w nim wiem opieram tylko na newsach, zdjęciach, które ukazały się w mediach a także na dostępnych trailerach.  Zaznaczam, że nie mam najmniejszej nawet ochoty bawić się w krytyka filmowego. Zaznaczam, że filmu i tak nie obejrzę - z  prostego powodu: nie oglądam thrillerów. A film ten nim jest.

Więc o co chodzi?

Nawiązanie do wojny, a już nawet najmniejsze otarcie się o problematykę relacji Polaków i Żydów w czasie wojny, wywołuje ogólnopolską mobilizację. Obywatele wykarmieni na bajkach o męczeństwie historycznym, ze strachem przyjmują do wiadomości, że w czasach gdy każdy następny dzień był niewiadomą ludzie dokonywali bardzo prostych wyborów; albo ja albo on. Albo on mnie wyda albo ja jego.

Oczywiście nie wszyscy. Ale świat tak jest skonstruowany, że składa się ze ludzi zwykłych, których jest cała masa i z wyjątkowych, których jak sama nazwa wskazuje, jest niewielu. A w sytuacjach ekstremalnych górę bierze zwykłość. Także wtedy gdy ofiara chce się odegrać na innych ofiarach za to, że sama była ofiarą. Takie rzeczy mają zazwyczaj miejsce wtedy gdy oprawca już uciekł a wyzwoliciel jeszcze nie nadszedł. I pozostaje nisza, nazywana bezprawiem, pokazująca do czego człowiek jest zdolny gdy nie ma nad sobą żadnej kontroli, a wyznacznikiem zachowania jest tłum.

Maciej Stuhr zebrał troszkę batów z prawej strony za to, że zagrał głównego bohatera, dowiedział się, że jest Żydem, powiedział nam, że niektórzy chcieli zostać statystami w filmie pod warunkiem, że nie dostaną roli Żyda.

Oczywiście po drugiej stronie pojawili się obrońcy Macieja, którzy klarowali mu na forach, że oto polski katolik w całej krasie biczuje Macieja, że tchórze, że niby krzyżem leżą a tacy antysemici. A nie jak światła i tolerancyjna lewa strona, która nigdy nie splamiłaby się obrażeniem kogokolwiek z powodu rasy, płci, wyznania i takie tam jeszcze.

Typowa polska wojenka z powodu filmu. Gdyby ktoś nie wierzył to, dorzucę do rachunku ściągnięcie filmu z kin w Ostrołęce i co najważniejsze zrobienie z tego sprawy politycznej przez oburzonych z lewej strony.

W całej tej sprawie nie bulwersuje to, że film zahacza (podobno w dość przejaskrawiony sposób) o polskie słabości i nierozliczone rachunki wyrządzonych krzywd. Bulwersujące jest to, że film jest powodem by obrzucać błotem współczesnych Polaków, którzy niewiele wspólnego z tamtymi czasami mają.

Chyba nie ma kraju w Europie, który dokonałby więcej mordów niż Niemcy. Ale mimo ich ciągłego rozliczania się z przeszłością nie powstają filmy, które pokazywałyby Niemca z czasów wojny jako pijanego brudasa zabijającego niemieckiego Żyda. Na niemieckich wioskach też się działo, tam też baury wykorzystywały i swoich i obcych, zmuszając do ciężkiej pracy od rana do nocy tylko za garnek zupy. A czasami pod koniec dnia zabijali gdy robotnik stawał się już nieprzydatny.

Czy nawet gdyby ktoś nakręcił film o horrorach w niemieckich gospodarach w czasie wojny, to jakikolwiek polityk wykorzystałby to do obrzucenia Niemców mieszkających na wsiach błotem? Czy jakakolwiek partia w Bundestagu wykorzystałaby to do tego by pokazać hipokryzję Niemca patrioty?

Nie. Ponieważ – w przeciwieństwie do Polski - polityk w kraju, w którym rządzi przyzwoitość nie odważy się obrazić obywatela za to, że wyznaje on poglądy partii opozycyjnej. A niestety w Polsce już prawie wryło się w literaturę polityczną, że jak wioska to prawicowy tępy cham, a jak miasto to inteligentna, znająca języki i wykształcona lewica.

Potem ta inteligencja wychodzi jak słoma: redaktor qrwujacy do kamery, reklamujący życie w trzeźwości pijany jak bela aktor, oświecona feministka wyzywająca dyskutanta w studio czy zwracający się do mnie per „po-pisowskie bydło czytające Wyborczą” obrońca Antify.

I uwierzcie mi, że poza możliwością wyzywania się przez lewaków i prawaków i głośnego poprawiania sobie samopoczucia, ten film nic nie wniesie do naszego życia. I nie rozliczy nas z przeszłości. Będzie tylko kolejnym kamyczkiem w wojnie polsko-polskiej.

W końcu to thriller. Polski thriller.  



 więcej
↓↓↓

   Salon24  


 TokFm

     Newsweek






.

Jak kapłanka w czasach Jezusa


W pogoni za newsami weszłam wczoraj popołudniu na TokFm, a tam centralnie wisiał tekst "adwokata diabła". Skrót jaki napisała redakcja dot. artykułu trochę mnie zaskoczył, ale uznałam, że skoro jest napisane to co jest, to widocznie tak musi być. Jednak po dłuższej chwili zaczęły targać mną wątpliwości, ponieważ jedno zdanie było tak dziwnie skonstruowane i niosło tak dziwny przekaz, że postanowiłam osobiście zapoznać się z całym artykułem i pofatygować na stronę (o zgrozo!) feministka.org.


Różnie można to zdanie interpretować, ale nie czepiając się szczegółów na pewno chodziło o kobiety, które w czasach Jezusa pełniły funkcje kapłanek. Czasy te, tak na oko, zamykają się w okresie dominacji Cesarstwa Rzymskiego. Można też skupić się tylko na ówczesnych regułach panującego w ojczyźnie Jezusa judaizmu, ale ta religia raczej nie widziała kobiet w jakiejkolwiek roli oprócz zapalania świec szabasowych czy odmówienia błogosławieństwa przed posiłkiem. Więc trudno mi uwierzyć, że o takim kieracie jakakolwiek kobieta mogłaby marzyć.

Nawet siostry chętne do robienia kariery. Mają to na co dzień.

Oczywiście Jezus był w tym zamkniętym świecie żydowskich kobiet wyjątkiem. Rozmawiał z nimi publicznie, traktował je na równi z mężczyznami co niejednokrotnie irytowało jego przyjaciół, nie ignorował kobiet uznanych za prawo jako grzeszne, głośno mówił o potrzebie równości w ramach instytucji małżeństwa.

Ale to był Jezus. Szalony romantyk-pacyfista, zbyt nowoczesny jak na panującą tradycję i zbyt kochany przez lud by pokochała go władza. Jednak w jego życiu raczej nie ma żadnego znaku, że chciałby zmieniać porządek jaki panował w zorganizowanej i praktycznie niereformowalnej organizacji religii judaistycznej. 

Dlatego skupię się na Cesarstwie i kapłankach, ponieważ tylko te czasy mogą odnosić się do słów o powrocie zwyczajów jak za czasów Jezusa. Choć i tutaj dyskutowałabym nad dobrymi intencjami osób, które takie marzenia lansują.

Możemy śnić romantyczne wizje na temat mądrych kapłanek pilnujących ognia czy stojących na straży przy boku boga płodności, miłości czy jakiegoś innego. Bogów w Rzymie było pod dostatkiem więc i świątyń nie brakowało, nie brakowało także powabnych kapłanek, których zadaniem było pooddawać się przyjezdnym celem poprawy urodzaju okolicy czy poprawieniu własnej płodności. Oczywiście nie oszukujmy się – to był biznes. Szczęśliwiec płacił i miał niewiastę. Niewiasta była szczęśliwa  bo dostąpiła zaszczytu odnowienia mocy płodnej w okolicy w służbie bogini. A bogini z powodu kasy.

Oczywiście były też takie kapłanki, które ani tyci tyci z tych spraw. One przez trzydzieści lat kapłaństwa pilnowały cnoty (pod okiem bogini, a jakże) a potem wybierały sobie męża i było po waletach. Kierat, dzieci, pranie, sprzątanie, gotowanie.

I co teraz  z propozycją dla myślących o zrobieniu kariery w kościele  zrobimy?

Proponuję zastanowić się tylko ponieważ nie będziemy darły szat czy rwały włosów z głowy tylko dlatego, że kolejna feministka próbuje zorganizować życie już nie tyle kobietom-cywilkom, ale siostrom w służbie bożej - życząc księżom by dopuścili je do wysokich funkcji w kościele.
__________

Zastanawia mnie ta troska o kobiety już na każdej przestrzeni kobiecego życia. To przekonywanie ich, że muszą chcieć innego życia niż prowadzą bo przecież niemożliwe żeby takiego chciały. Że wpycha im się na siłę marihuanę do jednej ręki i wibrator do drugiej przekonując, że to powinna trzymać oświecona i mądra kobieta. A nie pieluchę czy garnek. Że mówi im się iż nie ma problemu ze skrobankami bo nowoczesna kobieta się po prostu skrobnie i po ptakach, a nieoświecona będzie roztrząsać czy to co skrobnęła było czy nie było człowiekiem.

I w gruncie rzeczy w tej akcji uświadamiania wszystko prowadzi do tego, że kobieta ma być łatwa. 

Dla faceta. 

Nowoczesna nie bawi się w ceregiele o konieczności noszenia cnoty do ślubu tylko idzie do łóżka i najwyżej się wyskrobie gdy coś nie tak pójdzie. Nowoczesna nawet nie stęknie, że nie chce iść do łóżka - bo przecież jest nowoczesna i seks zawsze smakuje - a głowa boli tylko ciemne katoliczki. Nowoczesna wskoczy w burdelowe ciuszki bo to kocha, a nie dlatego, że jej partnera to kręci.

A jeżeli już jest tak nowoczesna, że faceta nie potrzebuje tylko coś bliższego skórze, to zajada się ciastkami upieczonymi na kształt kokoty i nieważne, że kokota może niektórym smakuje, ale niekoniecznie na talerzu. Ale w końcu jest nowoczesna i całemu światu pokaże, że z radością zjada ciastka kokoty, ciastka peniski i sika do rynienki bo kucnąć nie ma ochoty.

Rozpędziłam się?

Ok, to na koniec pytanie. Drogie kandydatki na wielebne: nie odbierając wam prawa do robienia kariery w stanie duchownym - czy jesteście pewne, że chciałybyście robić taką karierę jaką robiły nowoczesne kapłanki w świątyniach za czasów Jezusa?