Dlaczego żarło, żarło i zdechło?


Kiedyś, ale jeszcze całkiem niedawno byłam gorącą zwolenniczką równouprawnienia wszystkich istot na Ziemi niezależnie od rasy, wyznawanych poglądów i płci. Z bardzo prostego powodu: nikt nie ma wyłączności na ustalanie praw ograniczających prawa innych jeżeli nie czynią oni szkody ani nie zagrażają czyjemuś bezpieczeństwu.

I pewnie gdybym była Niemką, Francuzką czy inną obcą, moje poglądy nie uległyby zmianie tylko dlatego, że jest coś takiego jak polityka. Wszak polityka jest także elementem ustalania praw i nie powinna opierać się  na czynieniu szkody innym czy zagrażaniu ich bezpieczeństwa. 

Ale jestem Polką i jeszcze ten kraj jest mi bliski. Chociaż już coraz mniej.

Polska polityka zaprzecza wszystkim poznanym mi dotąd sposobom współrządzenia państwem. Pisząc „współrządzenia” mam na myśli tych, którzy nie rządzą, ale mają moralny obowiązek wspierać rządzących także, gdy chodzi o coś więcej niż przydzielanie sobie ekstra premii. Niestety w Polsce rządzi kasa i ona jedna jest ponad podziałami. 

Kasa a nie solidarność z obywatelami.

Więc jako jedna z niewielu solidaryzowałam się z wszystkimi, którzy z powodów ideologicznych mają ograniczone prawa, mimo tego, że pracują, płacą podatki i niejednokrotnie aktywnie działają na rzecz społeczności lokalnych. Świętą zasadą, którą kieruję się w życiu jest niegrzebanie w prywatnych sprawach ludzi, a już najświętszą -trzymanie się z dala od ich sypialni.

Ale w ciągu ostatniego roku przeszłam „głęboką ewolucję”, która potwornie zweryfikowała moje poglądy na rzeczy, które do tej pory nawet nie były przedmiotem rozmyślań. Ta ewolucja była efektem pojawienia się w polskim Parlamencie hybrydy pod nazwą Ruch Palikota, która to hybryda pozwoliła mi poznać bliżej ludzi, a raczej środowisko, które wydawało mi się, że było dyskryminowane.

Dzisiaj, po roku, śmiem twierdzić, że słusznie.

Chyba nigdy jeszcze nie spotkałam tak napastliwej, zakompleksionej grupy ludzi, bez żadnego, minimalnego nawet poczucia własnej wartości. Nie spotkałam jeszcze tak wulgarnego środowiska, które w tak prostacki sposób zohydzało wszystko co nie znajdowało się w przedziale ich zainteresowań. Nie spotkałam jeszcze tak nietolerancyjnego środowiska wobec  ludzi mających inne zdanie, inne opinie i inne wartości w życiu. Nie spotkałam jeszcze tak wścibskiego środowiska, które zajrzy do każdej sypialni, pod każdą kołdrę, choćby kołdra przykryta była stuletnim kurzem. 

Do Parlamentu weszli ludzie nie znający pojęcia takt – choć nazywający siebie kulturalnymi. Weszli ludzie nie wiedzący co dzieje się na świecie – choć nazywający siebie wykształconymi. Nie wiedzący jak funkcjonują i na czym opierają się demokracje – choć nazywający siebie oświeconymi.

Przez rok czasu słuchałam jęki o tym, że geje nic nie mogą, że nie mogą się hajtać, nie mogą żyć jak inni, że są dyskryminowani przez kościół i resztę społeczeństwa. Jednocześnie ze strony tych dyskryminowanych słyszałam, że należy zakazać księżom poruszania się w sutannach po ulicach, że katolicy to ciemna masa, że kobiety dostają po twarzach przez księdza, że minister to „katolicka ciota”.

Dzisiaj po roku mogę powiedzieć, że do praw trzeba dorosnąć. Do demokracji także. I ci, którzy chcą praw dla siebie powinni zastanowić się z kim chcą o te prawa walczyć i powinni zweryfikować swoje wybory. Inaczej nigdy nie osiągną celu.

Oczywiście związki partnerskie powinny być zalegalizowane. 

I to tyle i aż tyle. Ale ani kroku dalej. Do tego by czegoś żądać – trzeba także coś ofiarować. Leniwe związki oparte na wygodnictwie, a nie na odpowiedzialności nie mogą rościć sobie praw do ulg finansowych od państwa, takich jak związki, w których wymagane jest poświęcenie się. Ponieważ państwo wynagradza za poświęcenie, a nie za koty.

Nie mogą sobie także rościć praw do adopcji dzieci. Ostatni rok pokazał także, że do tego trzeba wielkiej odpowiedzialności, a nie tylko nienawiści do księży i przedstawianiu kobiety jako istoty zamkniętej „w czarnej dziurze macicy, na straży której stoi ksiądz z kadzidłem”.

Takie podejście spowoduje tylko tyle, że wyrośnie kolejne pokolenie ludzi widzących przyczyny niepowodzeń swojego życia we wszystkich - tylko nie w sobie. Kolejne pokolenie przeżarte nienawiścią i - co najtrudniejsze do akceptacji - pogardą dla kobiet.

Tak więc drodzy oświeceni na barykadach. Najpierw dorośnijcie, a potem żądajcie praw.



Więcej jak zawsze na portalach Salon24, Newsweek i TokFm




.