Bruzda


Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier udzielił wywiadu na temat in vitro, zagrożeń jakie niesie z etycznego punktu widzenia, na temat badań jakie są prowadzone, a które mają wykazać zagrożenia chorobami dla poczętych metodą in vitro. Także na temat zagrożeń, w przyszłości, dla ludzi. Oczywiście wszystko w tonie debat jakie toczą się wśród naukowców, którzy niczego tak nie kochają jak zastanawiać się wspólnie nad skutkami nowoczesnych osiągnięć medycyny albo zastanawiają się jak daleko można posunąć się poprzez medycynę do ingerencji w cudze życie.

Sam wywiad był bardzo ciekawy i w żadnym punkcie nie zawierał słów, które mogłyby być odebrane jako obraźliwe dla kogokolwiek. Normalny wywiad, którego mógłby udzielić każdy - czy to naukowiec czy lekarz specjalista zajmujący się także etyką zawodową.  

Ale słowa te wypowiedział ksiądz, który jakby nie było dość, wypowiedział je także nawiązując do nauk kościoła.

I wybuchła afera.

Wczoraj mec. Giertych powiedział, że ostatnio mamy do czynienia z antykościelną histerią i w tym jednym przyznaję mu rację –powodem do awantury i zrobienia obrzydliwej w podtekstach sensacji może być już wszystko: wyjazd integracyjny dzieci z księdzem, w którym -o zgrozo! -uczestniczą także rodzice. Może to być napis na szkolnej stołówce wyraźnie dyskryminujący ateistów, ponieważ na tablicy  „pomodlić się” znajduje się przed „umyć ręce”. Może to być też okładka gazety, która bez pardonu sugeruje pornografię dziecięcą w imię walki z pedofilią w kościele.

Może to być wszystko, więc nie zdziwiło mnie, że ktoś kto podważa sens nabijania kasy prywatnym klinikom może być potraktowany jako wróg numer jeden – tym bardziej gdy jest to ksiądz. Dwie radości w jednym, potrzebne do tego by wybuchł skandal.

Dlatego ci, którzy rozpętali aferę dokładnie przekopali wywiad.. słowo po słowie, linijka po linijce, myślnik po myślniku, akapit po akapicie. I znaleźli słowo klucz, słowo, które od 10.02 krąży w mediach jak przekleństwo rzucone na dzieci poczęte metodą in vitro i słowo mające je upokorzyć. Słowo, do którego dziennikarze dopisują ciąg dalszy wykazując się kompletną niewiedzą, udowadniając swoje kołtuństwo i co najgorsze, wciągając dzieci w swoje medialne bagno z okrzykiem, że właśnie o dzieci się troszczą.

Widocznie problemy poruszane podczas debat naukowców czy bioetyków,skracane do wywiadu w gazecie wykraczają poza możliwości poznawcze magistra siedzącego przed kamerą w TV.

Specjaliści, niezależnie od tego jaki zawód wykonują tak już mają, że znają się na swojej robocie. Dobry mechanik wie co trzeba wymienić w aucie zanim jeszcze auto osadzi się na jego podjeździe. Dobry psycholog z tłumu dzieciaków na boisku szkolnym wyłowi to, które potrzebuje pomocy. Lekarz popatrzy na pacjenta i na pierwszy rzut oka już wie co pacjenta trapi.

Możemy powiedzieć doktorowi, że gorzałę widzieliśmy rok temu na imieninach kuzynki, a on i tak wie, że piliśmy wczoraj. Są tacy spryciarze, którzy by wydębić zwolnienie lekarskie uleją się dzień wcześniej, a dzień po serce lata jak przy dobrej nerwicy. Ale specjalista odróżni pijane serce od niewydolnego serca.

Nawet nie wiecie po czym lekarze poznają naszą kondycję. Nawet się nie domyślacie, że wytrawne oko znajdzie wszystko –tym bardziej gdy trafia na pacjenta będącego przedmiotem jego wyuczonej specjalizacji. Nawet nie wiecie, że dobry ginekolog nie musi o wszystko pytać ponieważ więcej widzi, dobry okulista spojrzy głęboko w oczy a kardiolog popatrzy chociażby na palce u dłoni. Ale nie wszystko jest do informacji publicznej - tak samo, jak nie informuje się nikogo w mediach o tym po czym poznajemy, że pacjent nie żyje. I na pewno nie po tym, co widzimy w smutnych filmach love story.

Dlatego nie zdziwiły mnie słowa ks. de Beriera, o tym, co mogą zauważyć lekarze specjaliści u dziecka z charakterystyczną bruzdą występującą w jednym z zespołów chorób genetycznych.

Bo w tym kontekście było to powiedziane i słowa te dotyczyły przypadku dziecka mającego wadę genetyczną, a nie wszystkich dzieci poczętych metodą in vitro. Ale niedoinformowani dziennikarze zrobili z tego stygmat dla każdego dzieciaka in vitro, dopisali do tego historię o wykluczeniu, degradacji, napiętnowaniu. Zapytali dzieci poczęte metodą in vitro czy czują się gorsze od innych dzieci, matki –czy widzą u swojego dwumiesięcznego niemowlaka bruzdę, nawet profesora, który kiedyś przeprowadził pierwszą próbę czy wie coś na ten temat, a on odpowiedział, że nic nie słyszał choć od razu przyznał, że wywiadu nie czytał i nie wie o czym mowa.

W latach 80tych, codziennie w niedzielę o 19tej swoje wywiady przeprowadzała Irena Dziedzic. Dobierała gości z najwyższej półki świata nauki, ekonomii, polityki.

Czy była tak wszechstronna by podjąć trud dyskusji na czasami bardzo trudne tematy? Czy była tak doskonale wykształcona by stawać do dyskusji z profesorami?

Nie.

Ale miała coś czego brakuje naszym magistrom-dziennikarzom.

Profesjonalizm zawodowy.

Zawsze była doskonale przygotowana do każdego wywiadu, miała w dłoniach kartki z zapisanymi pytaniami i nie improwizowała poprzez podnoszenie głosu, teatralne oburzenie czy zaszczekiwanie gościa swoimi tezami, które miały potwierdzić ideologiczne przesłanie jej programu.

Irena Dziedzic potrafiła słuchać.

I tego życzę naszym przemądrzałym magistrom dziennikarzom, którzy uważają, że wiedzą wszystko a okazuje się, że tak naprawdę, nawet nie potrafią przeczytać ze zrozumieniem zwykłego wywiadu.


Rozmowa z ks. Franciszkiem Longchamps de Bérier poniżej (kliknij w obrazek)





.

Każdy sądzi według siebie


Dzisiaj będzie bardzo krótko. Tematem moich przemyśleń będzie abdykacja papieża Benedykta XVI, która dla jednych była nieunikniona, dla innych jak grom z jasnego nieba. W mediach od razu rozpoczęły się dyskusje dlaczego do tego doszło, a patrząc na strony internetowe stacji telewizyjnych dało się zauważyć wielkie poruszenie.

Oczywiście do mediów zapraszano gości, zazwyczaj związanych z kościołem, Watykanem, a także publicystów zajmujących się sprawami kościoła. Tak było na świecie, tak było i u nas – przy czym u nas, na okres dyskusji, autorytetami w sprawach papieża stali się ci, którzy też kiedyś abdykowali.

Ale o tym za chwilę.

Można wyobrazić sobie ile sił ma ponad 80letni człowiek, schorowany, po operacji serca. My czasami po grypie nie mamy ich na tyle by od razu przystąpić do pracy, a co dopiero człowiek, który kieruje takim kombinatem jakim jest Watykan i musi mieć siły by przynajmniej w każdą niedzielę przemówić do tysięcy wiernych.

Można sobie wyobrazić co czuje człowiek, który widział ostatnie lata pracy swojego poprzednika. Poprzednika, który nie dość, że wyznaczył nowy styl kontaktów z wiernymi poprzez ciągłe pielgrzymki, to jeszcze kontynuował swoją misję mimo tego, że choroba zabijała go na oczach wiernych.

A jak bolesna jest to choroba –ja wiem. I jedyne uczucie, które towarzyszy wtedy choremu to bezradność.

Patrzymy na osoby chore i wiemy co nas czeka. Chorzy tego nie wiedzą i mają jeszcze nadzieję – my wiemy, że nadziei dla nich nie ma już żadnej. Ilu z nas podjęłoby się odpowiedzialności za ludzi wiedząc, że nadejdzie moment gdy nie będziemy nawet pamiętać podjętych decyzji?

Czasami odpowiedzialność za swoją misję jest większa. Gdy wiemy, że nasz czas powoli się kończy a nie mamy takiej jasności myślenia jak pięćdziesiąt lat wcześniej.

Papież taką podjął i wielu ludzi za to właśnie go szanuje. Za umiejętność stanięcia oko w oko ze swoimi słabościami i podjęcie męskiej decyzji: odchodzę. Ile razy słyszeliśmy w mediach, że niejednej mądrali w Polsce przydałoby się tyle bohaterstwa co papieżowi i jak powiedział J.Stuhr, którzy powinni powiedzieć: odchodzę, nie nadaję się do tego.

Ale my mamy swoich bohaterów.

Ostatnie dni, to głęboki wdech powietrza dla wszystkich tych, którzy kiedyś też odeszli z kościoła. Byli młodsi, zdrowi, pełni sił –a mimo to, porzucili kapłaństwo/zakon i rozpoczęli świeckie życie. Nie pytam dlaczego – każdy ma swoje powody. Widocznie nie dla nich była organizacja kościelna, nie dla nich życie duchowe, a może myśleli, że mając krzyż na piersiach będą codziennie spacerowali z aniołkami?

Ale to jest Twarda Ziemia a nie Niebo.

Może się rozczarowali?

Więc dlaczego z taką zajadłością tłumaczą nam w mediach, że 85letni człowiek, nie nadawał się na funkcję papieża, że nie radził sobie, że stracił wiarę, że tuszował, że sprzyjał itd.

Każdy sądzi według siebie?

Mówicie, że papież przejdzie do historii z powodu swojej abdykacji? A co Wy zrobiliście imponującego w czasie swojej posługi duchowej? Komu pomogliście przez chwilę dobrym słowem, dotykiem dłoni, spotkaniem w grupie?

O tym jak papież będzie zapamiętany zdecydują wierni, z którymi na pielgrzymkach spędził czas. Nie wy, którzy się obraziliście, zabraliście zabawki i do dzisiaj nie możecie znaleźć sobie miejsca w swoim świeckim, antyklerykalnym życiu. 




.

Zrozum.. gdy ja gwałcę to jest to tylko filozofia


Przez weekend poseł Palikot zaszokował na tyle, że przez krótką chwilę zamarły feministki, a zaprzyjaźnione z oświeconymi media na wszelki wypadek oburzyły się. Nie będę analizować tego czy mówienie, że kobieta chce być zgwałcona czy też nie, jest tylko filozoficznym odniesieniem podobnym do „katolickiej cioty” i tylko tępe nieoświecone, niewykształcone towarzystwo od cepa nie rozumie subtelności płynących z gardła Palikota.

Nietzche –mówi Wam coś to nazwisko? Mnie gdzieś dzwoni, ale słyszałam, że niektórzy słowa Janusza wiązali także z Freudem. I jak na to nie spojrzeć, kobiety, które w piłce nożnej widzą akt kopulacji, w Wikipedii szukają penisów gramatycznych, a w słowie „kocham” atak na dziewictwo i niecne zamiary -można podejrzewać o jakieś rozszalałe fantazje. Wg Nietzchego albo Freuda :)

No, ale fantazja fantazją, ale ten kto coś o nich wie, powinien gębę trzymać na kłódkę.

Zajmę się czymś innym. Czymś co zwróciło moją uwagę i posadziło z wrażenia z hukiem w fotel. Ale zanim Wam powiem o co mi chodzi przypomnę, że nie raz pisałam o bardziej propagandowym zachowaniu środowiska oświeconych, za którym nie szła ilość poparcia tylko głośność zaznaczania swojej obecności.

A to parady z udziałem wszystkiego, nawet bojówek niemieckich, a to media nagłaśniające tygodniami nieistniejące problemy mające udowodnić, że w kraju „toczy się dyskusja” –mimo tego, że się nie toczyła. A to akcje mailowe mające na celu pokazać siłę i wpływy na politykę czy sprzedaż dóbr, a to powtarzanie miliony razy przez tych samych redaktorów, że tylko oświeceni mogą Polaków wyzwolić.

Taki irytujący huk, który jest niczym petardy wyrzucane bez sensu i bez powodu.

I wczoraj, po batach jakie zebrał poseł Rozenek w „7 dniu tygodnia” dostałam potwierdzenie, że cała ta partia oświeconych to jedna wielka ściema propagandowa. To jeden wielki pijar mający na celu pokazać, że oni są WIELCY i jest ich MASA.

A jest tylko kilka, może kilkunastu awanturników na forach.

Poseł Rozenek tak się wkurzył w 33 minucie programu, że gdy red. Olejnik powiedziała, że Wandę Nowicką prosiły środowiska kobiece by nie odchodziła, wypalił od razu:

„Przez jakie kobiety, paniii redaktor proszę..
 Z Kongresu Kobiet.
No proszę.. słynne MITYCZNE środowisko kobiet, które RZEKOMO głosowało na Wandę Nowicką..”

Dalej sobie dosłuchajcie sami. Fascynujące.
__________
Nawet nie oczekuję, że po ostatnich słowach Palikota pojawi się list naukowców potępiający posła, tak samo jak nie było potępienia gdy Kuba Wojewódzki palnął o Ukrainkach. Nie oczekuję, że feministki potepią Palikota za seksistowskie słowa, bo pół roku temu też była mowa o gwałcie i nic.

Chociaż wydaje mi się, że słowa prof. Pawłowicz w porównaniu z wyczynami Palikota to przedszkole. Czymże jest śmianie się z „twarzy boksera” wobec gadki o gwałcie czy nazwaniem ministra „ciotą”? Albo napisaniem, że były prezydent wraz z żoną powinien leżeć w „rynsztoku a nie na Wawelu”.

A to tylko trzy złote myśli króla lewicy.

Nie spodziewam się też, że feministki odejdą od Palikota. One są teraz jak poniżane kobiety, które nie mają dokąd pójść, a trzeba gdzieś być. Więc zostaną przy nim, a jeżeli Kwaśniewski nic nie zorganizuje, to wspólnie ze swoim „katem i oprawcą” znajdą winnego tego, że są obrażane.

Przekonajcie mnie teraz, że to nie będzie wina Kościoła?





.