Szczaw


Chyba nie ma już słowa, którego nie obśmiano. Chyba nie ma zdarzenia, które nie trafiłoby na polityczny rożen i nie byłoby opiekane z każdej strony tylko po to, by później je wypluć. Nie ma chyba dziedziny życia, która nie zostałaby wysmolona propagandą i wykorzystana przez polityków i ich reprezentantów w mediach i na forach internetowych.

Niedawno Biedroń by walczyć z rzekomą homofobią, gettem i ławkami podparł się niepełnosprawnymi. Bo według Biedronia ostatnie zachowanie jego środowiska i reakcje społeczeństwa na to zachowanie, jest ściśle związane z niepełnosprawnymi i są to ludzie z tej samej półki co mniejszości seksualne.

Wczoraj wyśmiano prezesa Kaczyńskiego za to, że wyszedł na mównicę sejmową z tabletem. Ale jak nie popatrzeć  –było bardziej wesoło niż chamsko, a to już czyni akcję prezesa wyjątkową na tle ostatnich wyczynów posłów na tej samej mównicy. Tym bardziej, że jego „wystąpienie” ani nie naruszało zasad, ani nikogo nie obrażało. Ale niektórym do kpin wystarczyła tylko jego obecność na mównicy i rację przyznaję Kamińskiemu, który powiedział dzisiaj, że gdyby prezes PiS uratował dziecko z pożaru znalazłby się powód by się przyczepić.

Jednak nie tym chcę się dzisiaj zająć. Moje wielkie zasmucenie i w sumie potworne zażenowanie wywołała akcja szczawiowa, którą rozpętała tłiterowa „Kropka nad i”. Rozmowę o głodnych dzieciach z posłem Niesiołowskim, skróciła do stwierdzenia, że „Kiedyś jedzono szczaw i wszyscy byli najedzeni”. Oczywiście poseł tych słów nie powiedział, ale nikomu nie chciało się wysłuchać programu, który był dostępny na necie –za to wielu zapragnęło zabłysnąć swoją dobrocią w temacie „głodne dzieci”.

Dziennikarze wiedzą jak podpuścić nerwowego rozmówcę –tym bardziej gdy rzucają liczby wzięte z kosmosu albo powołują się na fundacje, o których wiadomo tylko tyle, że są. I to się udało po raz kolejny. Poseł powiedział, że za czasów jego młodości dzieciaki na przerwach wyjadały okoliczny szczaw, zbierały jabłka z ziemi czy nawet śliwki –takie były głodne. A skoro dzisiaj dzieciakowi nie chce się schylić to chyba aż takiej biedy nie ma.

I trudno nie przyznać mu racji, choć na pewno porównanie z czasami powojennymi nie było najlepsze. Wszak mamy już kilkadziesiąt lat po wojnie, ale i jeszcze w latach 80tych niejedna mama miała dla dzieciaka bułkę ze smalcem, bo ani masła, ani margaryny w sklepach nie było, a szynka była tylko w święta.

I „daj gryza” było na porządku dziennym.

Dzisiejsza bieda naszych dzieciaków, która nie jest tylko polską przypadłością, związana jest z patologiami, albo z bezrobotnymi, którym zawalił się materialny grunt. Oczywiście dzieci są ofiarami tych dramatycznych zakrętów, ale gdy mowa jest o pomocy takim rodzinom, to od wielu -tych samych „dobrych” komentatorów- słychać „niech do roboty idą, a nie czekają z wyciągniętą łapą”. I nie słyszę o akcjach dla bezrobotnego sąsiada, który schodzi na dno ponieważ kiedyś utrzymał bez problemu rodzinę, a dzisiaj wyprzedaje wszystko co ma, by zapłacić rachunki, a potem by się schlać i zapomnieć.

Wtedy słyszę –szkoda na niego kasy. I tak przepije.

O jego dzieciach nikt już nie myśli.

Taka to głośna dobroć, która niektórym poprawia samopoczucie.

Dzisiaj nie mamy problemu dzieci głodnych –tylko mamy dzieci poniżone z powodu swojej głodnej sytuacji. Dzieci, które wolą ukraść bułkę ze straganu niż zerwać jabłko z drzewa i je zjeść. Ponieważ gdy ukradnie to zdobędzie także podziw kolegów, tych samych kolegów, którzy wyśmieją je gdy o to jabłko poprosi.

Nazwą go wtedy żebrakiem.

I nie dziwmy się dzieciom, że od najmłodszych lat uczą się pogardy do innych. Wszak my ich tego uczymy, śmiejąc się ze szczawiu Niesiołka, pękając ze śmiechu gdy premier mówi „wolę by syn był spawaczem niż miał być bez pracy”. Wtedy gdy wykorzystujemy cudzą niepełnosprawność do wyśmianej przez większość i dość prostackiej walki politycznej.

Ale przecież lepiej być magistrem bez pracy niż spawaczem. Czy nie mam racji?





.